Autor: Rhiannon Frater
Cykl: Zmierzch Świata Żywych
Gatunek: Fantastyka, Postapokalipsa, Zombie
Ilość stron: 352
Wydawnictwo: Vesper/InRock
Apokalipsa zombie to bardzo popularny nurt w literaturze.
Nie ukrywajmy, w większości książki z tym motywem opierają się na jednym i tym
samym schemacie – nie wiadomo skąd się wzięły zombie, większość ludzkości
została zjedzona, żywi muszą sami sobie radzić w nowej rzeczywistości – nie
inaczej jest z książką Pierwsze Dni jednak autorka pokusiła
się o dodanie jednego, nowego i dość istotnego elementu, który sprawił, że
książka wyróżnia się na tle innych pozycji o ziombiakach*.
Tak właśnie kończy się świat: nie z hukiem, nie ze
skomleniem, tylko z odgłosem rozszarpywanych ciał. Jest piękny, spokojny
poranek. Katie, pracująca w dużym mieście, jako prokurator, zostaje napadnięta
w drodze do pracy. Napastnik jest martwy i chce ją pożreć… W innej dzielnicy
Jenni, młoda gospodyni domowa, zagląda do sypialni i widzi, jak mąż pożera ich maleńkiego
synka… Los styka je ze sobą akurat w chwili, gdy Jenni ucieka przed swą
rodziną, zmienioną w grupę drapieżnych zombie. Szczęśliwy traf – i szybki
refleks Katie – sprawia, że obu kobietom udaje się uciec z miasta, w którym
ożywione trupy zaczynają masowo pożerać żywych. Jenni i Katie rozpoczynają swą
odyseję przez Teksas. Chcą odnaleźć najstarszego syna Jenni i ukryć się w
bezpiecznym miejscu. Ich jedyną nadzieją staje się ustronne, ufortyfikowane
miasteczko. Znalazła w nim schronienie niespełna setka rozbitków – razem bronią
resztek cywilizacji. Wiedzą, że zombie po nich przyjdą. Jednak zanim to się
stanie, będą żyć, kochać… a może nawet się śmiać. (Opis pochodzi od wydawcy)
Rhiannion Frater swoją powieść zaczyna brutalnie, bo od
krwawych opisów zjadania się członków rodziny jednej z bohaterek i tym samym,
od pierwszych stron, pokazuje czytelnikowi, że nie jest to kolejna ugrzeczniona
książka, a kawał solidnej męskiej powieści z krwią, potem, łzami i
bezceremonialnym obchodzeniem się z losami oraz uczuciami bohaterów. Od pierwszego
do ostatniego rozdziału nie patyczkuje się z odbiorcą i serwuje mu obrzydliwie
brutalne sceny. Jeżeli teraz pomyśleliście sobie, że ze względu na ową
brutalność nie jest to książka dla Was to
mylicie się- zapewniam, że w trakcie czytania Pierwszych Dni sami zechcecie chwycić za widły lub łopatę i
rozkwasić kilku (lub kilka hord) zombie.
Bardzo ciekawym elementem książki są same zombie, bo o ile
znamy już utarty schemat żywego trupa to autorka wyraźnie go przełamała.
Wszystkim dobrze znany zombie to bezmózga, odrażająca, powłócząca nogami
kreatura, natomiast w powieści Frater trupy nie dość, że są dość szybkie, uczą
się to, niektóre z nich wydają się
myśleć. Ciężko jest walczyć z bezmózgim przeciwnikiem, a co dopiero z
myślącym! Bardzo ciekawy i świeży sposób na wyjście spoza ram apokalipsy
zombie. Ogromny plus.
Z początku
bohaterowie jak i ich dialogi były utrapieniem. Papierowe postacie i rozmowy
doprowadzały mnie do szału. Jednak wraz z biegiem powieści bohaterowie nabrali
charakteru, a i dialogi stały się żywsze i należycie dopełniały fabuły.
Pierwsza część trylogii Zmierzchu Żywych Trupów należy do
udanych. W apokalipsie zombie mało, co można jeszcze wymyśleć jednak autorce
udało się to zrobić. Kilka małych niedociągnięć niweluje się patrząc pod kątem
całości. Mam wrażenie, że Pierwsze Dni to tylko preludium do
prawdziwych, epickich wydarzeń.
*ziombiaki - autorska nazwa zombie przez moją mamę - WIELKĄ FANKĘ ŻYWYCH TRUPÓW
Szukam zombie w nietuzinkowym wydaniu, chyba ich znalazłam, skoro tak zachwalasz..
OdpowiedzUsuńWarto.
UsuńWczoraj skończyłam i jestem jak najbardziej zadowolona :)
OdpowiedzUsuńCzyli nie tylko mi się podobało. :)
UsuńNie jestem pewna, czy to książka dla mnie. Nie chodzi o okrutne sceny, bo akurat takie mnie nigdy zbytnio nie ruszają. Ogólnie nie przepadam za zombii. Są dla mnie jakieś takie nudne. Mówisz, że autorka przełamała stereotypy, ale ja nadal nie mogę się przekonać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
lustrzananadzieja.blogspot.com
Warto przeczytać, naprawdę polecam :)
Usuń